Dotychczas, zarówno jako Stowarzyszenie Wodne Pogotowie Ratunkowe jak i Firma Akcja Serca, działając od 18 lat na rynku przeszkoliliśmy z zakresu ratownictwa wodnego, kwalifikowanej pierwszej pomocy i pierwszej pomocy tysiące osób. Stowarzyszenie skupia ratowników z całego kraju prawie 400 Ratowników i Instruktorów ratownictwa wodnego z całej Polski. 

Na co dzień nasi Ratownicy spotykają się z ludzkimi dramatami będącymi wynikiem nieszczęśliwych wypadków. Często osoby poszkodowane nie mogą liczyć na żadną pomoc i są pozostawione samym sobie. Wspólne działania i współpraca kilkunastu osób doprowadziła do powstania w 2016 r. Fundacji Akcja Serca, której celem jest m. in.:

Wspomaganie oraz aktywizowanie osób i rodzin będących w trudnej sytuacji życiowej, 
Popularyzacja aktywności fizycznej, 
Działanie w zakresie ochrony zdrowia i życia, 
Aktywizacja i wspomaganie osób niepełnosprawnych,
Prowadzenie działalności charytatywnej,
Działania wspomagające rozwój wspólnot i społeczności lokalnych,
Wspomaganie oraz organizacja jednostek zajmujących się ratownictwem wodnym,

Nr. Konta Fundacji: 23 1750 0012 0000 0000 3562 5461

Nr. KRS: 0000621092

Nr. REGON: 36461408800000

Z Jankiem znamy się od niedawna, ale od samego początku naszej znajomości zauważyliśmy, że nadajemy na tych samych falach. Janek to sportowy świr i mega pozytywna osoba. Mimo, że ma za sobą wypadek motocyklowy który spowodował ciężki uraz kręgosłupa nie załamał się, podjął walkę i chce wycisnąć z życia to co najlepsze. 

Janek to wielokrotny medalista Wojewódzkich Zawodów w Narciarstwie, Snowboardzie oraz Pływaniu. Instruktor Snowboardu, II Vice Mistrz Polski Rajdów Enduro, Vice Mistrz Polski Cross Country, Członek Kadry Narodowej Rajdów Enduro, posiada Brązowy pas w Judo, Mistrz Stanu Alberta w Judo 73kg, oraz człowiek ciekawy świata i ludzi, jeździ z nami na rejsy, wspomaga ratowników Wodnego Pogotowia Ratunkowego jako sternik motorowodny podczas patrolowania Jeziora Czorsztyńskiego. Przez takie podejście i zaangażowanie chcemy wspólnie z nim pokazać osobom niepełnosprawnym, że nawet tak ciężki uraz nie musi wyeliminować ich z życia wypełnionego sportem i tak jak w przypadku Janka zajawki do wszystkiego co jeździ, pływa i ma dużo koni mechanicznych. 

Poniżej zamieszczamy kilka zdań od Mamy Janka pani Anny:

Co się stało?

Szczupły, wysportowany, wulkan pozytywnej energii. Jego znak charakterystyczny to szeroki uśmiech na twarzy i czapka z daszkiem. Samorodek sportowy. Narty, snowboard, rolki, chodzenie po górach, zawodnik judo Wisły Kraków. Nigdy się nie poddaje i spełnia marzenia. Kocha życie! Bardzo silny charakter, złote serce i prawy kodeks moralny. Pierwszy do pomocy. Indywidualista. Miłością do sportu zaraził go ojciec, hokeista "Cracovii"a także wieloletni kierownik „Klubu pod Jaszczurami”.  

 

Ale jego największą życiową pasją są motocykle – motocross. Kiedyś powiedział: „to nie jest moja pasja, ja żyję żeby jeździć”. Po uzyskaniu wicemistrzostwa Polski w kategorii enduro przerwał studia i wyjechał do Kanady. Po co? Bo tam są najlepsze tory motocyklowe na świecie. Przez 3 lata trenował, ścigał się i pracował. Wygrywał zawody motorowe, jeździł szczytami wysokich gór. Z zawodów judo przywiózł oprócz złota puchar najlepszego zawodnika technicznego Alberty. 

Był szczęśliwy. Przyjechał do Polski po tytuł inżyniera i magistra AGH, skończył studia podyplomowe, poznał swoją połówkę Iwonę. Ale jego część została tam. Do Kanady wracał wielokrotnie, w końcu podjęli z Iwoną decyzję o wyjeździe tam na rok, zdaniu egzaminów z angielskiego i uzyskaniu statusu rezydenta. Złożyli papiery, Iwona wróciła w październiku do Polski, on miał przyjechać na Boże Narodzenie. Tutaj mieli czekać na rozpatrzenie aplikacji.

 

W nocy z soboty na niedzielę 29.11.20 o 1.30 telefon. Kanadyjski nieznany numer. Jasiek miał wypadek i właśnie będą go operować w niewielkim najbliższym szpitalu. Nawet nie zaczął jeździć, dopiero się rozgrzewał. Nagle spadł. Kompresyjnie wybuchł krąg lędźwiowy L1, odłamki wbiły się do kanału kręgowego i ucisnęły rdzeń. Operacja ustabilizowała kręgosłup, ale to tylko pierwszy etap. Musi być przewieziony do centrum urazowego. Ale operacja wyczerpała polisę. Trzeba wpłacić depozyt, a koszt leczenia przez najbliższy miesiąc to minimum 100 tys. dolarów.  Będzie medycznie gotowy do transportu do kraju za 2-3 miesiące. Jest sparaliżowany od pasa w dół, ale przytomny, w kontakcie i znów z wolą walki. Rozpoczął właśnie najcięższą walkę w swoim życiu – z własnym ciałem.

 

Nikt nie staje na naszej drodze przypadkiem. Sprawia to opatrzność, los, karma. Ja wierzę, że Bóg. W dniu wypadku uruchomił łańcuch ludzi dobrej woli, zjednoczył rodzinę i skierował na życiową ścieżkę Jaśka wyjątkowe osoby. Najpierw Patrycję i Alexa. Polka z medycznym wykształceniem urodzona w Kanadzie udzieliła pierwszej pomocy, towarzyszyła mu w karetce i w oczekiwaniu na operację. Ona nas zawiadomiła i pomagała w rozmowie z lekarzem o wyniku i rokowaniach. Potem wyszukała fizjoterapeutkę, malutką Hinduskę wykształconą w Indiach, Jency.

Doktor Alex z małego szpitala powiatowego, specjalista od kręgosłupa i medycyny sportowej z tytułami naukowymi, uratował mojemu dziecku życie. Stawką były nie nogi, poruszanie czy ratowanie rdzenia. Potężny uraz całkowicie ucisnął rdzeń i zrotował kręgosłup, całość krwawiła. W dniu wypadku po 12 godzinach pracy wyjechał ze szpitala do domu. Zawrócił na wezwanie. Otoczył potem Jaśka najlepszą opieką medyczną, a po opuszczeniu szpitala cały czas konsultował.

Po zwalczeniu trudnych ograniczeń covidowych 14 grudnia wylądowałam z mężem w Calgary. Cztery dni później zobaczyłam syna. Wzięłam jego twarz w ręce. Nikt nic nie powiedział, nikt nie płakał. Nasze oczy patrzyły na siebie z bliska. W jego była rozpacz, cierpienie, samotność, strach, żal... Nie zapomnę tego do końca życia... Nie wiem co było w moich, ale uspokajał się.

Następnego dnia zabraliśmy go do wynajętego mieszkania. Przez pierwsze tygodnie spaliśmy na podłodze obok jego łóżka. Patrzyliśmy jak cierpi i sprawdzaliśmy czy oddycha.

 

Nastał czas wytężonej pracy, radzenia sobie z potężnym stresem, organizacji życia w obcym kraju wśród obcych ludzi, a przede wszystkim poświęcenia całej energii na opiekę nad Jaśkiem i przywracania jego sprawności.

Fizjoterapeutka Jency wiedziała co ma robić i robiła to dobrze. Ten przypadek potraktowała jak życiowe wyzwanie. Nagrodą były pierwsze impulsy nerwowe i pierwsze ruchy.

Kiedy zmienił się szpital, czekały na niego kolejne niezwykłe osoby. Estel, która z fizjoterapii uczyniła sztukę i profesor J-M nazywający Jaśka nadzieją całego zespołu.

W rekonwalescencji po takim urazie najważniejszy jest pierwszy rok. Właśnie minęła połowa. Jasiek jest od samego początku intensywnie rehabilitowany. Swoją pozytywną energią zaraża otoczenie. Motywuje do pracy terapeutów i pacjentów. Ale bez jego tytanicznej pracy przez większość dnia nie byłoby żadnego postępu. Dając z siebie wszystko, budzi od samego początku ogromny szacunek personelu medycznego.

Nie było łatwo zaakceptować jego indywidualności i wyborów, ale zawsze je szanowaliśmy. Dzisiaj jestem dumna, że wychowaliśmy silnego człowieka o dobrym sercu, który potrafi spełniać marzenia i realizować cele. I który ma potężne wsparcie w przyjaciołach i kolegach.

Pomoc bliskich, znajomych i całkiem obcych ludzi doprowadziła nas do miejsca, w którym jesteśmy. Każdy mejl czy SMS był odczytywany wielokrotnie. Nie wyobrażacie sobie, jakie cenne były słowa otuchy. Jak pomocna każda najdrobniejsza wpłata. Jak ważna modlitwa. I jak bardzo jestem za każde Wasze wsparcie wdzięczna. 

Życzę wszystkim, żeby dobro którym nas obdarowaliście wróciło do Was w dwójnasób. Żeby w potrzebie zawsze wyciągnęła się pomocna dłoń, a w zwątpieniu dotarło słowo które leczy.

Nie ustawajcie w ciekawości świata i ludzi. Niewiele jest rzeczy, które się naprawdę liczą, a ta jest jedną z nich.

Matka Janka Anna Folga